2015-08-15

Restauracja, która nigdy się nie przeje?

Zamiast kanap i krzeseł - sedesy, umywalki jako talerze. To nie fikcja, tylko jeden z wielu zwariowanych pomysłów na restaurację. Przedstawiamy ich kilka.

Restauracja, która nigdy się nie przeje?

Klienta trzeba zaszokować. Ten chwyt marketingowy już dawno przestał być wyłączną domeną branży handlowej. Dziś z powodzeniem wykorzystuje go też gastronomia. Restauratorzy są skłonni dogodzić każdemu, kogo na myśl o kolejnej sali pełnej stołów z białymi obrusami i porcelaną bierze obrzydzenie. Oto lokale, których gościom nuda nie grozi.

Siostro, rachunek proszę

Kto powiedział, że restauracja może się promować tylko ofertą zdrowych posiłków? Niektórzy restauratorzy specjalnie wyrzucają z menu warzywa i owoce, by zachęcić przechodniów do konsumpcji. Oczywiście, na taki pomysł mogli wpaść tylko Amerykanie wielbiący niezdrowe hamburgery. Wyłącznie mięsna dieta jest podstawą menu restauracji Heart Attack Grill, która z dumą reklamuje fast food.     

W lokalu rolę kelnerek odgrywają seksownie przebrane pielęgniarki, które nie zbierają zamówień, lecz wystawiają recepty. Z kolei w menu możemy znaleźć hamburgery z „bypassami”: pojedyncze, podwójne, potrójne i poczwórne. Ten największy ma w sobie prawie kilogram wołowiny i łącznie 8 tys. kalorii! Do tego giganta można zamówić np. frytki w smalcu. Kto wie, czy życzenie „smaku, dla którego warto umrzeć” (które jednocześnie jest hasłem reklamowym lokalu) wkrótce się nie spełni.     

Właścicielem baru jest Jon Basso, który sam nadał sobie tytuł doktora. Jako były instruktor fitness jak nikt zna pociąg ludzi do niezdrowego jedzenia. Ciekawostką jest to, że osoby ważące ponad 160 kg mogą jeść do woli i za darmo.     

Na szpitalny design zdecydowała się także restauracja Hospitalis w Rydze. Podobnie jak Heart Attack Grill, Hospitalis serwowała równie obfite w cholesterol potrawy, lecz znacznie mniej kaloryczne. Można tam było skosztować np. mielonego mózgu z lewym okiem.    

Wszystkie sprzęty lokalu były prawdziwym wyposażeniem zakupionym w łotewskich placówkach i ryskim Muzeum Medycyny. Oświetlenie restauracji stanowiły wielkie lampy znane z sal operacyjnych, zaś stoły wyglądały niczym wielkie wózki szpitalne. Desery podawane były w nerkach, a sztućce do złudzenia przypominały narzędzia chirurgiczne. Szpitalnemu wystrojowi zabrakło sterylności – restaurację, mimo dużej popularności, zamknięto z powodu uchybień sanitarnych.

Lunch w przestworzach

Kiedy klient podchodzi do stołu i siada na specjalnym fotelu, obsługa zapina nam pasy. Moment oderwania od ziemi jest prawie nieodczuwalny, a jedyne, co wskazuje na zmianę wysokości, to widoki, jakie można podziwiać podczas uczty. Dinner in the Sky to belgijski pomysł na restaurację w przestworzach. Za mniej więcej 50 tys. zł można wzbić się 50 metrów ponad ziemię i urządzić małe przyjęcie. Ogromna platforma unosząca się ponad miastem pomieścić może do 22 gości oraz mistrza kuchni.    

Dinner in the Sky nie ma stałego menu. Wszystko zależy od zatrudnionej firmy cateringowej, budżetu oraz rodzaju wydarzenia. W przypadku organizacji spotkania towarzyskiego, biznesowego, szkolenia czy konferencji prasowej istnieje możliwość zainstalowania ekranów LCD, nagłośnienia czy ogrzewania. „Obiad w chmurach” może odbywać się w różnych warunkach atmosferycznych, ponieważ nad stołem znajduje się specjalne zadaszenie, które osłania uczestników od opadów deszczu lub śniegu.     

Atrakcja jest już także dostępna w naszym kraju. Jej jedynym dystrybutorem na Polskę jest firma Total Events. Tego typu event można zorganizować w każdym miejscu w Polsce w dowolnym miejscu i czasie. Potrzebna jest tylko powierzchnia ok. 500 m2, niezbędna do rozstawienia dźwigu i zabezpieczenia terenu. Ciekawe, czy producent pomyślał o tych, którzy lubią przy stole dobrze wypić. No i zdecydowanie jeżeli zmagasz się z lękiem wysokości, nie jest to miejsce dla ciebie.    

Nieco wyżej niż w Dinner in the Sky można zjeść posiłek w Fernsehturm, czyli wieży telewizyjnej w Berlinie. Nad tarasem, na wysokości 207,5 m, położona jest obrotowa platforma z restauracją. Obecnie „lokal” dokonuje pełnego obrotu wokół osi w ciągu pół godziny, pierwotnie zajmowało to dwa razy dłużej. Właściciele nie narzekają na brak pieniędzy i klientów – stoliki w Fernsehturm trzeba rezerwować z kilkudniowym wyprzedzeniem.

Szczypta grozy

Restauracja w nawiedzonym domu może nie brzmi zbyt zachęcająco, a jednak The Hellfire Club udało się odnieść sukces. Lokal ten, rodem z horroru, mieści się w XIX-wiecznym budynku w Manchesterze. Choć może szkielety i trumny nie każdego zachęcą do umówienia się tu na romantyczną kolację, jedzenie jest podobno wyśmienite. Menu zawiera takie propozycje jak „Pocałunek wampira” czy „Kanibal Holokaust”.     

Japończycy poszli jeszcze o krok dalej i otworzyli w Tokio restaurację dla wampirów. Rzecz jasna w lokalu dominuje czerwień i czerń, a wszystkie lustra są zbite. Miejsce zdobią czaszki, krzyże, pająki, no i oczywiście trumny. W wampirzej restauracji ciśnienie podnieść nam może także rachunek. Kolacja dla dwóch osób to wydatek ponad 100 dolarów. Mimo to chętnych o stalowych nerwach nie brakuje.    

Kolejny lokal, tak jak i poprzedni z pewnością chętnie odwiedziłby sam Drakula. Na Ukrainie w miejscowości Truskawiec, 55 km od polskiej granicy, znajduje się restauracja Wieczność, która mieści się w gigantycznej... trumnie. Konstrukcja ma 20 metrów długości i 6 szerokości oraz pozbawiona jest okien. Motywem przewodnim tej restauracji jest temat śmierci i ukraińskich obrzędów pogrzebowych, do których to nawiązują nazwy dań: „40 dni” czy „Spotkajmy się w raju”. Ściany wybite są czarnymi workami, ozdobione wiązankami i wieńcami pogrzebowymi. Oparte o ścianę stoją prawdziwe trumny, a na stolikach w charakterze kameralnego oświetlenia umieszczono znicze. Mimo szokującego designu przerażająca jadłodajnia ma mnóstwo zwolenników, a nawet stała się główną atrakcją miasta.

Ciemność widzę, ciemność!

To właśnie może powiedzieć każdy w restauracjach sieci Dans Le Noir, bowiem posiłki spożywa się w całkowitych ciemnościach. Ponoć wyłączając zmysł wzroku, jesteśmy w stanie wyostrzyć pozostałe odczucia, w tym smak. Dodatkową niespodzianką jest to, że tak naprawdę nie wiemy, co jemy, bo zamawiamy też w ciemno. Do wyboru dostajemy tylko rodzaj menu i ilość dań. Dodatkowo można napić się wina, oczywiście nie znając marki i spróbować samemu ustalić jego pochodzenie.     

Pobyt w Dans Le Noir pozwala doświadczyć, jak czują się osoby niewidome i z jakimi problemami muszą borykać się na co dzień. Niektórzy kelnerzy, odgrywający rolę przewodników w lokalach sieci, są naprawdę niewidomi. Dzięki zachowaniu anonimowości restauracja chętnie wybierana jest przez osoby samotne. Można w niej poznać drugą osobę bez kierowania się stereotypami i uprzedzeniami dotyczącymi wyglądu, a to już prawdziwa randka w ciemno.    W ciemności problemy może sprawić posługiwanie się sztućcami, dlatego większość gości je palcami. Nikt nie przejmuje się etykietą. Niełatwe jest także nalewanie napojów z butelki do szklanki. Co sprytniejsi goście po prostu wsadzają palec do naczynia, które napełniają.    

Restauracja Dans Le Noir działała przez krótki czas także w Polsce. Pomysł postanowiło wykorzystać jednak kilku innych restauratorów i tak powstał Dark Restaurant w Poznaniu, Blackout w Tel Awiwie czy Unsicht-Bar w Berlinie. Większość z nich zatrudnia już w pełni sprawnych kelnerów i wyposaża ich w noktowizory.

Kolacja na nocniku

Modern Toilet Restaurant to międzynarodowa sieć restauracji, która liczy 12 filii, m.in. na Tajwanie, w Hongkongu i Japonii. Wystrój lokali przypomina łazienki, a funkcję krzeseł spełniają kolorowe sedesy. Również dania są tam podawane na talerzach i miskach w kształcie ceramiki z WC. Pisuary na ścianach nie pełnią swojej pierwotnej funkcji, lecz służą jako elementy oświetlenia.     

Właściciel restauracji twierdzi, że nie sprzedaje wyłącznie jedzenia, ale także dawkę śmiechu. Jedzenie jest takie samo jak w innych lokalach, ale sam sposób jego podania oferuje dodatkową rozrywkę. Ceny potraw nie są wygórowane, typowy obiad kosztuje ok. 200 dolarów tajwańskich, czyli 22 zł.      

– Wykreowanie elitarności i pewnego rodzaju niedostępności lokalu, gdzie rezerwacje trzeba składać z dużym wyprzedzeniem jest marzeniem każdego restauratora – mówi Paul Bachowski, szef strategii w agencji marketingowej Fat Baby. – Marketing jest w tym bardzo pomocny. Z jednej strony pomaga przyciągnąć klientów, zaś z drugiej maskuje niedoskonałości kulinarne serwowanych potraw.     

Nie sposób opisać wszystkie zakręcone lokale na świecie, gdyż są ich krocie. Restauracja pod wodą lub stylizowana na więzienie albo znajdująca się w domku na drzewie to tylko kilka propozycji z długiej listy. Ludzka pomysłowość, jak widać, nie zna granic. Kolejne zaskakujące restauracje będą powstawać cały czas i kto wie, może to właśnie ty ją otworzysz?

Bolesław Adamiec dziennikarz