Fortuna kołami się nie toczy
Cyklistów przybywa, a wraz z nimi i serwisów rowerowych. Rynek jest już, niestety, mocno nasycony, a w dobrych lokalizacjach wysokie czynsze mogą odebrać znaczną część zysków.
Przed jednym z pawilonów na jednym z bazarów warszawskiego Ursynowa symetrię alejki burzy kilkadziesiąt ustawionych ciasno obok siebie rowerów. W ciepłe dni tuż przy nich w uliczce spotkać można przy pracy Pawła Omieckiego, właściciela serwisu, z pasją dłubiącego przy zębatkach i piastach. Mimo kilkunastoletniego doświadczenia w tym fachu na twarzy speca wciąż widać fascynację. Znad roboty podnosi głowę tylko co jakiś czas, by odpowiedzieć: „dzień dobry” przechadzającym się alejką właścicielom sąsiednich pawilonów i, rzecz jasna, klientom.
– To dobra lokalizacja, bo przewijają się tędy tłumy ludzi – uśmiecha się Paweł Omiecki.
Warsztat założył jeszcze w latach 90. jego ojciec. To on wprowadził go w tajniki rzemiosła.
– Dziś tata zajmuje się pozyskiwaniem części, za zarządzanie serwisem odpowiadam już ja – mówi Omiecki.
Zarządzanie, czyli de facto większość fizycznej pracy, bo w serwisie nie zawsze są dodatkowe ręce do pomocy. O rzetelnych pracowników trudno, a jeśli się pojawią, to zazwyczaj zostają przez jeden sezon, po czym znikają. Trudno się dziwić, to zwykle młodzi ludzie, dla których centrowanie kół i regulacja przerzutek to tylko chwilowa „zajawka”.
Biznes kuty, póki ciepło
Dobry mechanik rowerowy to skarb każdego zapalonego cyklisty. A tych jest nad Wisłą coraz więcej. Na jednoślady przesiadamy się chętnie, bo ceny paliw biją po kieszeni, a rozrastająca się sieć miejskich ścieżek rowerowych zachęca do przesiadki z czterech kół na dwa. Poza tym na bicykle zrobiła się moda. Potwierdzają to też branżowi analitycy, zdaniem których wartościowa sprzedaż rowerów rosła w ostatnich latach w tempie sięgającym 10 proc. A skoro więcej rowerów, to i większy popyt na usługi tych, którzy pośpieszą z pomocą, gdy pojazd ulegnie uszkodzeniu. Wymarzony rynek na własny biznes? Niezupełnie.
Co z tego, że rowerów do naprawy jest coraz więcej, skoro to interes sezonowy. Na zimę wszyscy chowają rowery do piwnic i nie wyjmują ich aż do nadejścia cieplejszych miesięcy – mówi Omiecki.
Wtedy część serwisów zmienia profil działalności i zabiera się do konserwacji sprzętu narciarskiego, co jednak wymaga zaopatrzenia się w oddzielny zestaw narzędzi.
Terminy to przewaga
Dla przyszłości serwisu rowerowego kluczowe są pierwsze miesiące działalności. To wtedy właśnie młody biznes toczy walkę o klientów. W przypadku warsztatu jest to okres szczególnie newralgiczny. Pierwsi klienci staną się bowiem naszą wizytówką, która pójdzie w świat i zareklamuje nas skuteczniej niż jakakolwiek kampania marketingowa. Od nas tylko zależeć będzie, czy zyskamy darmową promocję, czy czarny PR.
Czym początkujący serwis może przekonać do siebie klientów? Oprócz wysokiej jakości napraw, w tym biznesie liczą się terminy. Większość osób, która trafia do serwisów, potrzebuje pomocy „na już”, bo jutro wyjeżdża na urlop i przypomniała sobie, że ma dętkę dziurawą albo przerzutki do regulacji – mówi Omiecki.
Jego zdaniem warto będzie też zaproponować konkurencyjne ceny usług. Z czasem będzie można je podnieść, bo klient woli zapłacić więcej za pewność, że wszystko będzie zrobione w terminie i fachowo. W przyszłości będzie można też śrubować narzuty na montowane w rowerach części zamienne. Te są stosunkowo wysokie, sięgają 40-50 proc.
Inwestycja w serwis rowerowy to przede wszystkim od kilku do kilkunastu tysięcy złotych wydatków na porządne narzędzi. Na nich nie ma co oszczędzać, bo dobry komplet posłuży przez lata. Kiepskie przybory nie dość, że same szybko się zużyją, to jeszcze można nimi uszkodzić naprawiany sprzęt.
Poza kompletnym arsenałem narzędzi warto będzie uzbroić się też w anielską cierpliwość wobec klientów. Niektórzy lubią stać nad głową i w kółko zadawać pytania. A jeśli chce się klienta zachować, trzeba z nim cierpliwie rozmawiać i wyjaśniać wszelkie jego wątpliwości – mówi Omiecki.
Na swoim po godzinach
Zarobki, na jakie może liczyć prężnie działający serwis, mieszczą się średnio w granicach 300-400 zł dziennie. Wiele jednak zależy od tego, jak poważnych napraw wymagają rowery przyprowadzane przez klientów. Najczęściej proszą o przegląd, centrowanie kół i wymianę dętek.
Czasem bywają na tyle skomplikowane, że przez cały dzień robię trzy rowery. A czasami klienci przychodzą z drobnostkami i od rana do wieczora udaje się nawet i dziesięć. W lepsze dni da się zarobić i 500 zł, w gorsze – raptem 100 zł – mówi Omiecki.
Swój tydzień pracy zorganizował w taki sposób, że tylko poniedziałki ma wolne. W weekendy praca idzie pełną parą. W końcu jego serwis jest na bazarku, gdzie największy ruch jest właśnie w soboty i niedziele.
Chcę maksymalnie wykorzystać sezon. Teoretycznie otwarte mam od 11. do 18., ale zwykle siedzę dłużej, do godziny ósmej, dziewiątej. Zresztą przychodzę też wcześniej – tłumaczy mechanik.
Serwis pod auspicjami
Właściciele rozwijających się serwisów rowerowych mogą próbować rozszerzyć swoją ofertę o naprawy gwarancyjne marek wiodących producentów. W tym celu potrzebne będzie jednak uzyskanie autoryzacji producenta. A ci często wymagają, by mechanicy rowerowi zajęli się też handlem.
By otrzymać autoryzację Krossa, połączenie serwisu ze sprzedażą rowerów jest konieczne. W zależności od zakontraktowanej liczby na dany sezon, każdy z naszych klientów jest kategoryzowany. Czym większa sprzedaż, tym większe przywileje dla danego serwisu – tłumaczy Adam Szczurowski, specjalista ds. marketingu i PR firmy KROSS, jednego z wiodących polskich producentów rowerów.
Sprzedaż rowerów to dla serwisów niezły interes, jednak nie każdy właściciel może sobie na to pozwolić. Często handel uniemożliwiają warunki lokalowe.
By z powodzeniem handlować, trzeba mieć przestronny lokal. Sprzęt trzeba rozstawić, żeby był widoczny i przyciągnął oko klienta, a do tego potrzebny jest znaczny metraż – mówi Omiecki.
Co się zaś tyczy napraw gwarancyjnych, to nie zawsze muszą przynosić wysokie zyski. Zwłaszcza jeśli usterki nie są na tyle znaczne, by obciążać kosztami klienta.
Wynagrodzenie za prace serwisowe przy naprawach gwarancyjnych otrzymują od naszej firmy najbardziej „obrotni” sprzedawcy – mówi Szczurowski. – Nie zmienia to faktu, że każdy serwisant, bez względu na autoryzacje, naprawia komponenty, które w większości rowerów są takie same. To właśnie zużytych komponentów dotyczą naprawy serwisowe, a nie np. samych ram, bo gdy te się psują, odsyła się je do producenta.
Jak podkreśla Szczurowski, możliwość otrzymania autoryzacji i przyłączenie do sieci dystrybucji zależy od liczby działających już w danym regionie partnerów producenta.
Zależy nam na szerokiej sieci sprzedaży, lecz wzbraniamy się też przed zbytnim nasyceniem regionów współpracującymi placówkami – dodaje.
Uzyskanie autoryzacji może być dopiero kolejnym etapem na drodze rozwoju serwisu rowerowego. Początkujące na rynku firmy powinny skupić się przede wszystkim na budowaniu własnej marki, a tego nie da się zrobić inaczej niż tylko ciężką pracą.