Pieniądze na kanale
Usunięcie usterki w aucie wymaga specjalistycznego sprzętu i wiedzy. Dla jednych wiąże się to z bolesnym wydatkiem, dla innych z szansą na zysk. W tym fachu roboty nie brakuje.
Tomasz Nowak decyzję o otwarciu własnego warsztatu podjął na początku lat 90. Kupił budynek w warszawskim Wawrze, zaadaptował go na potrzeby stacji napraw i zatrudnił doświadczonego mechanika. Na początku walczył o klientów. Teraz, po ponad dwudziestu latach prowadzenia własnego biznesu, w jego warsztacie grafik pracy jest napięty. Rzadko zdarza się od ręki naprawić auto, którego właściciel nie zapowiedział wizyty z odpowiednim wyprzedzeniem.
Zanim zaczniemy naprawiać
Do otwarcia własnego warsztatu nie trzeba mieć specjalnych uprawnień. Ponieważ jednak wykonywany w nim rodzaj pracy wiąże się z ryzykiem i zagrożeniami wypadkowymi, niezbędne jest spełnienie określonych prawnie norm, dotyczących m.in. warunków technicznych budynku, szkoleń BHP pracowników, ochrony przeciwpożarowej czy dozoru technicznego. Przedsiębiorca nie może pozwolić sobie na zaniedbanie któregokolwiek z przepisów. Koszty spowodowane negatywnym wynikiem kontroli Państwowej Inspekcji Sanitarnej bądź co gorsza wypadkiem przy pracy którejś z zatrudnionych osób mogą być jednoznaczne z zakończeniem działalności warsztatu.
Miejscem napraw samochodów może być nawet przydomowy garaż, o ile spełnia techniczne wymogi. Zgodnie z przepisami bezpieczeństwa i higieny pracy lokal musi posiadać wentylację, antypoślizgowe posadzki oraz odpowiednie oświetlenie. Od nas zależy, czy zdecydujemy się na kupno, czy wynajęcie pomieszczenia. Jeśli planujemy działalność długoterminową, to na pewno lepiej postawić na swoje.
Jedną z podstawowych kwestii do rozstrzygnięcia podczas planowania architektury przyszłego warsztatu jest wybór pomiędzy wyposażeniem go w kanał, bądź w podnośnik. Materiały oraz robocizna w przypadku budowy kanału to wydatek rzędu przynajmniej 5 tys. zł. Najtańszy dostępny na rynku podnośnik będzie nas kosztował minimum 7,5 tys. zł.
– Wybór zależy od preferencji mechaników – mówi Tomasz Nowak, który w swoim warsztacie posiada dwa stanowiska naprawcze. Na obydwu samochody reperowane są na kanałach. – Przy niektórych naprawach podnośnik jest wygodniejszy, inne trudno wykonać bez kanału.
Trzeba będzie też podjąć decyzję o liczbie stanowisk, na których jednocześnie mogą odbywać się naprawy. Jak przyznaje Nowak, praca na jednym kanale jest bardzo trudna, a dwa to absolutne minimum. Planując liczbę kanałów, należy pamiętać o korzyściach skali. Każde kolejne stanowisko w znaczący sposób zwiększa nasze możliwości produkcyjne i tym samym umożliwia pomnażanie przychodów.
Zamiast młotka i gwoździ
Podstawowym narzędziem, bez którego nie obędzie się żaden warsztat, jest interfejs diagnostyczny. Po podłączeniu do odpowiedniego gniazda umożliwia on szybkie i sprawne wykrycie usterki mechanicznej, a także w niektórych wypadkach naprawę poprzez skasowanie błędu w oprogramowaniu. Koszt urządzenia waha się od kilku do kilkunastu tysięcy złotych, w zależności od zakresu kompatybilności interfejsu z różnymi markami samochodów.
– Możemy zdecydować się na kupno interfejsu polskiej produkcji za 6 tys. zł, który pozwoli wykonywać standardowe naprawy – mówi Tomasz Nowak. – Jednak dopiero urządzenia znacznie droższe gwarantują, że będziemy mogli pracować z całym spektrum samochodów na rynku i likwidować większość usterek.
Nie można zapomnieć o komplecie narzędzi i mierników niezbędnych w codziennej pracy. Wózek narzędziowy z wyposażeniem można kupić za 3,5 tys. zł, multimetr samochodowy dostępny jest już w granicach 500 zł.
Do niedawna na rynku można było spotkać wiele warsztatów specjalizujących się jedynie w naprawach mechanicznych bądź elektronicznych. Podział ten powoli przechodzi do historii i zasadniczo każdy warsztat musi posiadać narzędzia do obu rodzajów napraw. Współcześnie produkowane samochody wyposażone są w zaawansowane rozwiązania elektroniczne, nawet proste usterki wymagają diagnozowania poprzez połączenie z elektronicznym mózgiem auta, czyli komputerem pokładowym.
– Wąska specjalizacja może spowodować, że nie będziemy w stanie wykonać nawet prostej naprawy – mówi Tomasz Nowak. – Warsztaty zajmujące się tylko mechaniką mają małą szansę przetrwania.
W centrum czy na wylocie?
Liczba klientów warsztatu w oczywisty sposób uwarunkowana jest jego lokalizacją. Dobrym miejscem na otwarcie stacji napraw są bez wątpienia okolice giełd motoryzacyjnych. Warsztaty często powstają przy trasach wylotowych, rzadziej w centrach miast i w bliskich okolicach osiedli mieszkaniowych.
– Trudno wyobrazić sobie lepszą lokalizację niż dzielnice mieszkalne – przyznaje Nowak. – Wtedy klienci mają warsztat pod domem i nie muszą jechać autobusem, żeby odebrać samochód. Na Manhattanie w Nowym Jorku warsztaty można spotkać przy najbardziej ruchliwych ulicach. To bardzo małe zakłady, a samochody są naprawiane praktycznie na ruchliwej jezdni przed warsztatem. Wiadomo, że za usługi w centrum miasta płaci się mniej więcej dwa razy tyle, co na obrzeżach. Tylko że jak ktoś ma dopłacić jeszcze 200 zł za lawetę do Wawra ze środka miasta, to wolałby już dopchać swoje auto np. na Marszałkowską, chociaż naprawa kosztowałaby trochę więcej.
Prowadzenie zakładu napraw samochodowych to działalność uciążliwa dla osób mieszkających w pobliżu. Zanim więc zdecydujemy, że w danym miejscu chcemy budować pomieszczenie pod warsztat, powinniśmy w urzędzie miasta upewnić się, że na taką działalność dostaniemy pozwolenie. Jeśli teren będzie przeznaczony pod budownictwo mieszkaniowe, to o warsztacie możemy raczej zapomnieć. A jeśli nawet lokalne władze udzielą zgody, chociaż poziom hałasu będzie uciążliwy dla mieszkańców okolicznych domów, to nie dziwmy się, jeśli w krótkim czasie do naszych drzwi zapuka inspektor sanitarny.
Dobry mechanik to najlepsza reklama
Prawdziwą siłą warsztatu samochodowego są mechanicy. To od nich bezpośrednio zależy jakość świadczonych przez nas usług i renoma firmy. Tomasz Nowak przyznaje, że zatrudnienie doświadczonego fachowca było jedną z jego pierwszych inwestycji.
– Na początku zatrudniłem elektromechanika z dużym stażem oraz jedną osobę do pomocy, z nieco mniejszym doświadczeniem – wspomina właściciel warsztatu. – Możemy mieć najdroższe z dostępnych na rynku urządzeń, jednak niewiele zwojujemy bez profesjonalnych mechaników. To muszą być ludzie, którzy wiedzą, co robią, i pracują solidnie.
Rzetelny pracownik kosztuje. Specjalista z dziesięcioletnim stażem zarabia miesięcznie 3,5 tys. zł na rękę. Warto jednak uwzględnić go w kosztorysie, bo marketing w branży opiera się przede wszystkim na opinii, jaką warsztat wyrabia sobie codzienną pracą. Bez konwencjonalnej reklamy w prasie i Internecie trudno będzie powiadomić klientów o istnieniu zakładu. Jednak już pierwsze osoby, które wyjadą z naszego warsztatu, mogą albo stać się ambasadorami naszej marki albo żarliwie przestrzegać znajomych przed wizytą w naszym zakładzie.
– Ludzie nie lubią tracić czasu, nie mogą sobie pozwolić na to, że stracą samochód na parę dni, a usterka nie zostanie usunięta – mówi Tomasz Nowak. – Rzetelność pracowników warsztatu samochodowego to jego być albo nie być.
W tej dziedzinie najlepszą reklamę robi zadowolony klient. Zanim oddamy auto do naprawy, zazwyczaj pytamy znajomych, czy mogą polecić jakiś warsztat. Jeśli klient zostanie raz sprawnie obsłużony, nie będzie szukał innego warsztatu.
– Mam klientów, którzy do mnie do Wawra przyjeżdżają z Łomianek – mówi Nowak. – Kiedy pytam, czy nie opłacałoby im się wybrać warsztat w ich okolicy, słyszę, że do mnie mają zaufanie i wiedzą, że wszystko będzie zrobione szybko i sprawnie.
Przedsiębiorca przyznaje jednak, że kiedy naprawia się po kilka samochodów dziennie, trudno uniknąć reklamacji. To sytuacja na porządku dziennym. Najważniejsze jednak, by bez gadania taką reklamację uwzględnić i dać tym samym klientowi sygnał, że nie chcemy go oszukać, lecz wykonać usługę profesjonalnie. Usterkę trzeba szybko usunąć, a klienta przeprosić. Przez głupstwo można bowiem stracić nie jednego, a od razu z dziesięciu klientów.
– Najlepiej jednak potrzymać samochód kilka godzin dłużej, aby upewnić się, że wszystko zostało naprawione – tłumaczy Tomasz Nowak. – Wtedy klient wprawdzie zapłaci kilka złotych więcej, jednak ograniczone będzie ryzyko, że z powodu naszego niedopatrzenia wróci z reklamacją.
Los przedsiębiorcy
Tomasz Nowak sam nie wykonuje już napraw. Jego dzień wypełniają rozmowy z klientami i kontrahentami, no i oczywiście robota papierkowa, czyli wystawianie faktur i podliczanie firmowych finansów. Często bywa jednak na hali naprawczej, ale tylko po to, by usłyszeć od mechaników raporty na temat konkretnych samochodów i wspólnie z nimi zdecydować o rodzaju naprawy. Dzięki temu może rozmawiać z klientami o kosztach i czasie usunięcia usterek.
– Kontakt z klientem przed naprawą jest bardzo ważny – mówi Nowak. – Nie można dopuścić do sytuacji, kiedy naprawimy klientowi auto, a koszt części i prac przekroczy jego możliwości finansowe.
Codziennie przez warsztat samochodowy Tomasza Nowaka przewija się ok. pięciu samochodów. Jeśli przyjąć, że średni koszt naprawy to 300 zł, wówczas otrzymamy kwotę przychodów miesięcznych w wysokości 30 tys. zł. W miesiącu możemy więc liczyć na kilkanaście tysięcy złotych zysku. Zdaniem warszawskiego przedsiębiorcy trzeba będzie jednak poczekać przynajmniej pół roku, zanim firma zacznie zarabiać na pokrycie samych tylko bieżących kosztów. Minie dużo czasu, zanim zdobędziemy stałych klientów, którzy polecą nasze usługi znajomym. Do tego momentu system poleceń będzie działał na naszą niekorzyść – przecież większość kierowców ma już stałe miejsca do naprawy samochodów. Najtrudniejszym zadaniem czekającym na sprawnego menedżera będzie zachęcenie ich do zmiany przyzwyczajeń.