2014-08-22

Biznes na fali

Inwestycja w wakepark może zwrócić się już po 2 latach.

Biznes na fali fot. Wake For Friends w Grodzisku Mazowieckim

Coraz więcej Polaków próbuje swoich sił w sportach wodnych. Najpopularniejsze z nich, czyli żeglarstwo, windsurfing i kitesurfing corocznie przyciągają tysiące szczurów lądowych nad morze i jeziora. Taka przyjemność to jednak spory wydatek (wypożyczenie i zakup sprzętu, koszty dojazdu i noclegów) i czysta loteria – kapryśny wiatr lubi grać sportowcom na nosie i złośliwie przestaje wiać akurat podczas urlopu. Nic więc dziwnego, że człowiek postanowił ponownie uniezależnić się od sił natury i postawił na prąd. Już od piętnastu lat w Polsce powstają wakeparki – kompleksy sportowe z elektrycznymi wyciągami do pływania na deskach i nartach wodnych.To godni następcy nieekologicznych i znacznie mniej wydajnych motorówek.

Pierwszy punkt otwarto w 1999 w Augustowie, potem za przykładem miasta poszły Ostróda, Lublin, Szczecinek i Wrocław. Budowę często dotowały lokalne samorządy, natomiast najnowsza inwestycja w Koszalinie powstała  w ramach budżetu partycypacyjnego, bo z propozycją jego utworzenia wyszli sami mieszkańcy. Sprawnie funkcjonują też wakeparki prywatne, których przybywa ostatnio jak grzybów po deszczu. Ich właściciele muszą się starać, bo choć amatorów sportu nie brakuje, to koszt inwestycji jest duży i zwraca się dopiero po kilku latach intensywnej działalności.

Kosztowny biznes

Wysokość kwoty inwestycji zależy od typu instalacji. Na małym wyciągu (lina napięta pomiędzy dwoma metalowymi masztami) pływa się w tę i z powrotem i w danym momencie korzysta z niego tylko jedna osoba. Koszt wybudowania takiej instalacji to ok. 200 tys. zł. Jeśli decydujemy się jednak na duży wyciąg, czyli linę rozpiętą na 5-6 masztach i rozłożoną po prostokącie, trzeba liczyć się z kwotą sięgająca 1 mln zł. Takie urządzenie pociągnie jednocześnie nawet do 10 pływaków. W sezonie mały wyciąg może zarobić w ciągu dnia do 2 tys. zł przy maksymalnym obłożeniu, duży – nawet do 12 tys.zł.

Popyt na wakeboarding jest ogromny, na jednoosobowym wyciągu trzeba rezerwować miejsca nawet z kilkudniowym wyprzedzeniem. Obliczyliśmy, że przy aktualnym obrocie inwestycja powinna zwrócić się za dwa lata – mówi Jakub Soliwoda, współwłaściciel nowego spotu Wake For Friends w podwarszawskim Grodzisku Mazowieckim.

Woda i wiatr

Kluczem do powodzenia tego biznesu jest dobra lokalizacja. Warto dołożyć starań, aby znaleźć atrakcyjny akwen, który przyciągnie klientów i spełni jednocześnie wszystkie kryteria.  A wymogów jest sporo – zbiornik nie może być płytszy niż 120 cm, jego minimalna szerokość powinna wynosić 120 m, a długość 240 m. W pobliżu powinien znajdować się odpływ ścieków, źródło prądu i miejsce parkingowe. Dodatkowym atutem będzie też możliwość zagospodarowania piaszczystej plaży, na której powstanie strefa rekreacyjna z leżakami, parasolami i punktem gastronomicznym.

Gdy znajdziemy miejsce i uzyskamy zgodę właściciela na użytkowanie zbiornika, pora przygotować się na biurokratyczne przeprawy. Budowa wyciągu wymaga otrzymania pozwolenia wodnoprawnego które wydaje starosta powiatu. Aby je uzyskać trzeba złożyć projekt tzw. operatu wodnoprawnego, zawierającego m.in. wszystkie informacje o projekcie, planowane zużycie wody, strategię reakcji podczas awarii i szczegółowe informacje o gatunkach roślin i zwierząt zamieszkujących akwen. Zgodę na budowę wakeparku musi wyrazić także powiatowy Wydział Ochrony Środowiska.

Chociaż wysokie koszty inwestycji mogą zniechęcać (a trzeba pamiętać, że dochodzi do nich jeszcze zakup sprzętu i konserwacja urządzeń) to wodny biznes może stać się bardzo dobrym źródłem dochodów dla swojego właściciela. Oblężenie nowych wyciągów które powstają w każdym sezonie dowodzi, że zapotrzebowanie na wodny kurort „pod domem” jest duże. (mt)